poniedziałek, 1 czerwca 2015

Chapter 2

Kiedy Brian zaparkował pod szkołą, dałam mu buziaka w policzek i wysiadłam.
- Przyjechać po ciebie?- zapytał, zanim zdążyłam zamknąć drzwi.
- Nie musisz, braciszku. Wrócę pieszo- uśmiechnęłam się do niego.
- Jak wolisz. Miłego dnia, Rose- powiedział, a ja zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę budynku.
Liceum Stevensa nie był zwykłą szkołą. Nie spotkałeś tutaj zwykłych ludzi, a tych z pasjami. Każdy miał tu jakiś talent, a nauczyciele pomagali je nam rozwijać.
A jaki ja miałam talent? Sama tego do końca nie wiedziałam. Do tego liceum zaczęłam chodzić z jednego powodu, a był nim mój ojciec. To właśnie poprosił mnie, żebym zaczęła tu chodzić. Od zawsze uważał, że pięknie rysuje dlatego nalegał, abym zaczęła tutaj chodzić. Mimo iż nie uważałam moich bazgrołów za dzieło kogoś utalentowanego to zrobiłam to o co mnie prosił, ponieważ go kochałam.
Ale może nie chodziło mu tylko o to, że mam talent? Za nim postanowiłam tutaj pójść, chciałam pójść do liceum Św. Anny, do którego chodził Styles. I może o to właśnie chodziło mojemu ojcu. Może obawiał się, że będzie mi tam wszystko przypominać o Harrym.
Zawsze się o mnie martwił i tak może było i tym razem. Dobrze wiedział, jak bardzo cierpiałam po wyjeździe chłopaka. Wiedział, co robił i kiedy teraz na to patrzę to miał rację. Tu na pewno jest mi lepiej niż byłoby w tamtym liceum. W końcu to właśnie tutaj są moi najlepsi przyjaciele.
-Bu!- usłyszałam za swoimi plecami i aż podskoczyłam.
Odwróciłam się i kogo zobaczyłam? Uśmiechniętego od ucha do ucha bruneta z brązowymi oczami i zawieszonym na ramieniu plecaku.
- Mark, czy ty chcesz, żebym dostała zawału?- spojrzałam na niego.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba nie spodziewał się, że to ja.
- Sorry, Rose. Sądziłem,że to Alice- zaciął się, tak jakby nie wiedział, co powiedzieć.- Zmieniłaś się i cię nie poznałem. Wyglądasz pięknie.
Widać było na pierwszy, że jest zakłopotany i lekko zażenowany całą ta sytuacją.
- Nic się nie stało- uśmiechnęłam się do niego, a na jego twarzy widać było ulgę.- I owszem zmieniłam się. Postanowiłam zerwać z przeszłością i zacząć żyć teraźniejszością. To źle?- uniosłam jedną brew.
- Oczywiście, że nie. To nawet dobrze. Wyglądasz tak świetnie, że pewnie zaraz znajdziesz sobie jakiegoś nowego chłopaka- powiedział szybko, po czym dodał już nieco wolniej.- Oczywiście jeśli chcesz. Ja cię do niczego nie zmuszam.
- Na razie wolę być sama, ale nie martw się to dopiero początek roku szkolnego na pewno do jego końca znajdę sobie chłopaka- poprawiłam plecak na ramieniu.
- Oczywiście. A i jakbyś znalazła mi jakąś dziewczynę to nie obraziłbym się- zaczęłam się śmiać, a Mark razem ze mną.
- Nie czaje, czemu taki chłopak jak ty nie może sobie znaleźć dziewczyny- zaczęliśmy iść w stronę szkoły.
- No wiesz. Nie każda docenia mnie tak, jak chociażby ty. No i nie jestem popularny, a to już jest wielki minus- powiedział smutno.
- Gdzie zniknął ten uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak? Znajdziesz sobie jeszcze dziewczynę, zobaczysz. Potrzebujesz po prostu trochę czasu na to. Uwierz mi na tym świecie znajdzie się jeszcze jakaś dziewczyna, która doceni cię tak jak ja- poklepałam go po plecach.
- Albo jest jeszcze jedno rozwiązanie. Ty będziesz ze mną chodzić?- na te słowa stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego z lekka przerażona tym, co usłyszałam.
- Nie bój się. Tylko żartowałem. Dobrze wiesz, że ze mną jest coś nie tak. Ogółem to się dziwie, że starzy nie zamknęli mnie jeszcze w psychiatryku. A uwierz mi widzę ich załamanie, kiedy zachowuje się jak skończony idiota.
I to był cały Mark. Można się było po nim spodziewać wszystkiego. Owszem był trochę, jak to on mówił "upośledzony umysłowo" , ale mimo to był naprawdę dobrym przyjacielem. Trzeba mu przyznać, że jak nikt umiał wysłuchać człowieka, pocieszyć, jak też rozśmieszyć go do łez. Nauczyciele często na niego narzekali i najpewniej nie ledwo z nim wytrzymywali, ale jakoś znosili jego zachowanie. Mark był takim małym chłopcem, zamkniętym w ciele dziewiętnastoletniego mężczyzny.
- Wiem, ale mi to nie przeszkadza. Przynajmniej nie jesteś tak sztywny, jak reszta chłopaków- spojrzałam na niego, a on od razu zrobił głupią minę.
Zaczęłam się śmiać przez, co przykułam uwagę kilku ludzi, którzy spojrzeli na mnie ze współczuciem. Uspokoiłam się jednak po chwili, bo doszliśmy do schodów, na których siedziała ruda dziewczyna i poprawiała sobie makijaż. Nie mogłam zrozumieć po, co to robi skoro już wyglądała rewelacyjnie. W pewnej chwili podniosła oczy znad lusterka i spojrzała na mnie.
- Rose!- rzuciła mi się na szyję.- Tak się za tobą stęskniłam. Gdzie ty się podziewałaś przez całe wakację?
- Ja też się za tobą stęskniłam, Melody. Nie wyobrażasz sobie, jak mi cię brakowało. A wakacje spędziłam u dziadków w Stanach. Musiałam przemyśleć parę rzeczy- uśmiechnęłam się do niej lekko.
- I widzę, że na dobre ci to wyszło- spojrzała na mnie swoimi kasztanowymi oczami.- Czyli rozumiem, że Styles to jest temat zakończony?
- Jak najbardziej. Pozbyłam się jego z mojego życia raz na zawsze.
- To dobrze, bo ktoś się tobie od jakiegoś czasu przygląda- wskazała na chłopaka, który stał oparty o samochód.
Charlie Evans ciemnooki brunet z nieziemskimi rysami twarzy. Włosy, jak zawsze postawione na żel i do tego miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, a to czyniło z niego przystojniaka, któremu nie mogłam się oprzeć. Zresztą nie tylko ja. Evans był największym ciachem w szkole i może to potwierdzić każda dziewczyna.
- Proszę cię. On nie może się patrzeć na mnie- odwróciłam wzrok od chłopaka.
- Ale czemu? Dlatego, że to jest ten wielki Charlie Evans?
- Nie. Tu wcale nie chodzi o to. On nie mógł się tak nagle zacząć mną interesować. Nie zauważał mnie przez całe dwa lata i byłoby najlepiej, żeby tak już pozostało- spojrzałam na nią i dobrze wiedziałam, że już raczej nic nie powie.
- Zmieniłaś się- wtrącił się Stililinski.- Mówiłem ci już, że zaczniesz się podobać chłopaka.
- Ale to nie znaczy, że mam się od razu zacząć podobać Evansowi. Możemy już iść? Zaraz zaczną się lekcje, a trzeba jeszcze znaleźć Alice i Sama- oboje przytaknęli i zaczęliśmy iść w stronę wejścia do budynku.

BRIAN'S POV
Otworzyłem drzwi i rzuciłem kluczyki na szafkę stojącą w przedpokoju. Poczułem smakowity zapach, który
najpewniej dochodził z kuchni. Zaczął iść w kierunku pomieszczenia, a kiedy do niego wszedłem okazało się, że się nie myliłem. Moja matka stała przy garach i coś gotowała.
Usiadłem na jednym z metalowych krzeseł, które stały przy wysepce, wyglądem przypominającej marmur.
W pewnym momencie dostrzegłem białą kopertę. Wziąłem ją i od razu zacząłem przewracać w rękach.
- Od kogo to list?- zapytałem nagle.
Moja matka musiała się nie zorientować, że byłem w pomieszczeniu, ponieważ wygląda na przestraszona.
- Nigdy więcej mnie nie strasz- pogroziła mi drewnianą łyżką, na co się jedynie zaśmiałem.- A list jest od Harry'ego.
- Czego ten chuj jeszcze chce? Rose ledwo, co się podniosła po jego wyjeździe, a on jej liściki wysyła?- powiedziałem zdenerwowany.
Kochałem moją siostrę, jak nikogo innego na tym świecie. Była najważniejszą osobą w moim życiu i nie pozwolę, żeby ten dupek Styles znowu ją zranił.
- Nie denerwuj się tak. To jest stary list, który dał mi przed swoim wyjazdem, żebym przekazała go Rose, bo on nie był w stanie tego zrobić.
- A, więc czemu jej go nie dałaś?- zapytałem z lekka zdziwiony całą tą sytuacją.
- Bo nie widziałam najmniejszego sensu, żeby to zrobić. Koperta była otwarta, a więc przeczytałam ten list...
- Jak mogłaś go przeczytać? Przecież on nie był do ciebie- przerwałem jej.
- Byłam po prostu ciekawa, czego boi się jej powiedzieć i musiałam go przeczytać. Ale nie było w nim rzadnych wyjaśnień tylko po prostu pożegnanie- powiedziała obojętnie.
- A nie pomyślałaś, że dla Rose nawet to głupie pożegnanie mogło być ważne? Ona właśnie cierpiałam przez to, że odszedł bez żadnego pożegnania. A ty ukrałaś ten list?
Nie spodziewałem się, że kiedyś nastąpi taka sytuacja iż będę żałował tego, co myślałem o Stylesie. Ale ona wtedy właśnie nastąpiła. 
- Brian nie rób z tego takiej afery. Przecież nic takiego się nie stało. Rose trochę popłakała, pochodziła ubrana w ponure i to wszystko. Nie cięła się, nie miała depresji ani myśli samobójczych. To jest chyba najważniejsze, prawda?
Nie odpowiedziałem na jej pytanie, ponieważ nie miałem nadzwyczajniej w świecie na to ochoty. To, co zrobiła było obrzydliwe. Czy ona naprawdę nie zauważyła, jak bardzo Rose cierpiała przez te cholerne trzy lata?

Od autorki: No i mamy kolejny rozdział. Jeśli ktoś czyta moje inne FF to dobrze wie, że rozdział pojawia się wyjątkowo szybko i następny na pewno pojawi się równie szybko. Ostatnio naprawdę bardzo dobrze mi się pisze, a już zwłaszcza to opowiadania. A wiecie czemu tam jest? Dzięki wam. Wasze komentarze dają mi taką wenę, że sobie nie wyobrażacie.
Rozdział jest chyba trochę krótszy niż poprzedni, ale się chyba za to nie gniewacie? Jak sądzicie, czy gdyby matka dała Rose ten list to dziewczyna by mniej cierpiała? Jak wam się podobają nowe postacie? I jak sądzicie między Charliem, a Rose będzie się coś więcej działo?
Ogółem to przepraszam was za wszystkie błędy, ale nie mam czasu sprawdzać tycj rozdziałów.
Karmeleeq (mam nadzieję, że dobrze napisałam) odpowiedziałam ci na twój komentarz pod poprzednim rozdziałem komentarzu, a to ze względu na to, że jestem często na telefonie ostatnio i tak mi jest lepiej. Także jeśli zadajecie pytania to sprawdzajcie, czy wam nie odpowiedziałam.
To będzie wszystko... A nie chwila! Mam do was jeszcze jedno małe pytanko. Wyjeżdżam na weekend i nie wiem, którą książkę ze sobą wziąć. Także byłoby mi miło, gdybyście mi pomogli. Tak, więc głosujcie: "Zostań, jeśli kochach" vs. "Piosenki dla Pauli".
A i wiecie może, gdzie bym mogła zamówić szablon i dostać go w szybkim czasie?
Przepraszam was za te pytania, ale ja nie umiem wybrać tej książki i znaleźć takiej szabloniarni.
~Wasza Pauline~